Miałem dobić do 1000. Ale jednak nie. Wiem, wiem, już kiedyś Was, Najmilsi, zrobiłem w ciula. Ale teraz już wystarczy. Może dlatego, że są tacy, którzy uważają od dawien dawna, że więcej prawdy o mnie tu, niż w realu? Może dlatego, że potrzebuję zmiany? Może też dlatego, że jestem po chuju fest kapryśnym człowiekiem, który ma swoje wizje i fanaberie? A może zeszyt mi wystarcza?
Mój idiolekt pozostanie tu na zawsze. Nawet, gdybym wrócił w innym wcieleniu, nie będzie to już ten Roman. Bo kto umarł, ten nie żyje. Fajnie było niektórych z Was poznać nie jako Roman. Niezmiernie przyjemnie było gościć tu tych, których nie zdążyłem poznać na żywo. Może kiedyś, mijając mnie na ulicy stwierdzicie, że to ja. Przywitajcie mnie uśmiechem. W ogóle się uśmiechajcie dużo!
Spotkałem w tym tu miejscu kiedyś ogromne zakochanie w przecudownej kobiecie – dosłownie i wewśrodku (mam nadzieję, że kiedyś to przeczyta). Spierdoliwszy oczywiście. Cały ja Roman. Nie zmienia to faktu, że nad Bug będę jeździł, bo to od lat moje miejsce na ziemi. Dzięki Niej. Spotkałem tu bicz. Bolało to ono biczowanie. Spotkałem dużo śmiechu, radości i zadumy. Zawód też spotkałem i rozczarowanie. Jak to w życiu. Bo życie w internetach to też życie przecież. A jak napisała anoia wczoraj – nic nie muszę!
Mail będzie żył. Sam czasem do Was zajrzę. Może.
Życzę Wam dobrych ludzi wokół, jakimi i ja się otaczam. Bo mam naprawdę świetne Towarzystwo. No może poza paroma debilami w pracy. A tym, którzy szukają czegokolwiek, jako i ja szukam, życzę cierpliwości. Nie, żebym Was zniechęcał do tego szukania, ale mnie jej werybardzo brakuje. I chwilami, pod naporem wydarzeń, zachowań, mi się już nie chce. Bo ileż można, do kurwy nędzy?
Ostańcie z bogami!
Ł. aka Roman Ostateczny (wcale nie Wielki)